Zmarły Zbigniew Wodecki (†67) pozostawił po sobie ukochane miejsce – wiejski dom w Winiarach, 20 km od Krakowa. W tym roku minęły dwa lata od jego odejścia, a żona postanowiła podjąć decyzję w sprawie przyszłości majątku.
– Chałupa została wybudowana w 1927 roku i kupiłem ją przypadkowo. To miejsce było tak piękne, że nie mogliśmy tutaj nie zamieszkać z żoną – opowiadał Wodecki przed laty.
Winiary stały się jego ukochanym miejscem do spędzania czasu między koncertami, szczególnie w towarzystwie ukochanej żony i dzieci.
– Cicho było do chwili, gdy rano zaczynałem ćwiczyć na skrzypcach albo na trąbce. Echo niesie dźwięk po górach, uwielbiam to. Jest w tym coś niezwykłego – wspominał.
Wnuki przepadały za opowieściami Wodeckiego w… malinach
Jedną z jego ulubionych rozrywek była zabawa z wnukami przy zbieraniu malin. Muzyk zwykł wtedy opowiadać maluchom baśnie i fascynujące historie. O dom i jego otoczenie dbała żona Wodeckiego, Krystyna. Podkreśla, że zawsze dobrze się tutaj czuła. Jednak to wypadek 9 lat temu przekonały ich do tego, jak ważna jest dla nich posiadłość pod Krakowem.
W 2010 roku okolicę nawiedziły silne opady deszczu, a co za tym idzie podtopienia i lokalne powodzie. Stojący na skarpie budynek uległ poważnemu uszkodzeniu. Wodecki wspomniał, że nie wierzył własnym oczom – skala zniszczeń była tak duża. Bardziej martwił się jednak o przyjaciół.
– Sąsiedzi stracili dorobek życia. Nasz dom trzeba tylko wyremontować – opowiadał wówczas Zbigniew Wodecki.
Ponieważ osuwisko zaczęło się powiększać, domowi groził upadek ze skarpy i całkowite zniszczenie. Muzyk podjął się wtedy dużej inwestycji. Postanowił wybudować drugi dom, trochę dalej od nasypu.
– Mimo tego, że należało mu się odszkodowanie za zniszczenia domu zrezygnował, bo nie chciał obciążać finansów gminy. Jego zdaniem innym bardziej przydadzą się te pieniądze, a on da sobie radę – wspomina wójt gminy.
We wspomnieniach mieszkańców Wodecki pozostaje wielkiej klasy artystą i dobrym człowiekiem
– Był uśmiechnięty, żartował. On był swój. Nikogo nie trzymał na dystans – wspominają.
Muzyk bardzo szybko wybudował nowy dom, a w pracach budowlanych pomagali mu okoliczni specjaliści i mieszkańcy.
– Pracowaliśmy, a on grał i umilał nam czas. W ten sposób można pracować cały czas. Nieoceniony człowiek i wszyscy go tutaj uwielbiali – mówi jeden z mieszkańców gminy.
Po śmierci muzyka jego żona od razu podjęła decyzję, co stanie się z jego ukochanym domem.
– Na początku trudno jej tam samej, ale nie mogła sobie wyobrazić, by sprzedać dom. Powoli wracała do Winiar. Postanowiła zachować posiadłość dla swoich wnuków. Dzisiaj uprawia ogródek, w którym pielęgnuje warzywa dla rodziny i uprawia ulubione kalarepki męża – zdradził przyjaciel rodziny.
Mieszkańcy Winiar i przyjaciele odwiedzają panią Krystynę i zawsze oferują pomoc. Może liczyć na dobrych ludzi.
źródło: pomponik.pl