Zbliża się bardzo trudny okres dla bardzo wielu Polaków. Dzień Wszystkich Świętych jest dniem szczególnym, ponieważ wszyscy żyjący podążają w zadumie na miejsca spoczynku swoich bliskich. W tym roku Krzysztof Ibisz po raz pierwszy zapali znicz własnemu ojcu.
Ostatnie lata zbliżyły ojca z synem jeszcze bardziej, niż mogło by się wydawać. „Byłem u taty codziennie, goliłem go, kiedy już nie mógł robić tego samodzielnie…” – wspomina Krzysztof.
„Jednak czas nie leczy ran…”
Aktor i dziennikarz wspomina swoją relację z ojcem z wielkim wzruszeniem i ogromną tęsknotą w głosie.
„Tata dużo pracował, bo był ambitny i przypłacił to chorobą serca…” – opowiada o ojcu, którego pamięta jako aktywnego i wciąż rozwijającego się człowieka.
Jeździli na Mazury, na pole namiotowe, gdzie mały Krzyś nauczył się od taty korzystania z kompasu, rozpalania ogniska i radzenia sobie w lesie.
Z tamtego okresu pochodzi finka, której Pan Władysław używał jako harcerz przed okresem wojennym. Krzysztof otrzymał ją od ojca i ma ją do dziś.
Niedzielne rozmowy i smażenie cebuli
Rodzice rozstali się, gdy Krzysztof miał 4 lata. Na szczęście odbyło się to w tak dojrzały sposób, że nie osłabiło relacji syna z żadnym z rodziców.
Dziennikarz wspomina czasy dzieciństwa z rozrzewnieniem.
Mieli coniedzielny rytuał polegający na tym, że mały Krzyś wpadał do taty po niedzielnej mszy, razem smażyli cebulę, by potem ją zjeść przy długiej rozmowie.
Smutny czas
Prezenterowi w dniu Wszystkich Świętych będą towarzyszyć synowie Vincent i Maksymilian. Będzie to czas wspomnień o dzieciństwie spędzonym na warszawskiej Woli u boku ojca, który był dla swojego dziecka największym autorytetem.
Wyświetl ten post na Instagramie.
źródło: pomponik.pl